JESTEM NA:
Czy stare oznacza że gorsze? Dzisiaj troszkę technicznie ale też artystycznie. Konkretnie wpływ użytej matrycy na jakość/kolorystykę obrazu. Jak nikoniarz,to będzie raczej o Nikonie.
CCD (Charge-Coupled Device) i CMOS (Complementary Metal-Oxide-Semiconductor) są dwiema różnymi technologiami używanymi w sensorach obrazu w aparatach fotograficznych. Różnią się struktura fizyczną, zużyciem energii, czułością na światło, szybkością odczytu oraz ceną produkcji.
Można odnaleźć w sieci bardzo wiele teorii, na temat przewagi jednej czy drugiej technologii. Chciałbym się jednak skupić na osobistych wrażeniach, będąc posiadaczem aparatów wyposażonychw obie opisane wcześniej technologie.
Gwiazdą wieczoru zostaje wybrany wiekowy już Nikon D200. Zaprezentowany 1 listopada 2005 roku jako następca modelu D100.Na matrycy CCD o rozdzielczości 10,2 megapikseli skupimy swoja uwagę, a konkretnie na kolorystyce jaką potrafi zarejestrować.
Czy w czasach, kiedy na topie są praktycznie tylko bezlusterkowce, da się jeszcze wydusić z pełnoletniej puszki jakieś sensowne pstryki? Jak najbardziej tak i to z całkiem niezłym rezultatem, mimo iż jest to matryca APSC (no nie pełna klatka, jakieś 23.6 x 15.8 mm).
Matryca CCD w D200 rejestruje całkiem poprawne zdjęcia, doprawione szczyptą magicznej kolorystyki. Fakt, nie wybacza błędów, nie radzi sobie na wysokich czułościach, demonem prędkości też nie jest. Odwdzięcza się przyjemnymi, lekko ocieplonymi kolorami, delikatna miękkością rejestrowanych kadrów. Lubię czasami sięgać po tego „staruszka” i nieśpiesznie wymyślać kompozycję lub oczekiwać na światło.
Jeśli dodatkowo zapniemy na aparat dobrej jakości obiektywy,to mając odrobinę cierpliwości i duże pokłady kreatywności,w duecie z Nikonem D200 (lub podobnymi konstrukcjami) można tworzyć naprawdę ciekawe obrazy. Mimo nowoczesnych trendów w fotografii, starsze aparaty, nadal mają swoje miejsce i potrafią dostarczyć wyjątkowych doświadczeń fotografom. Sprzęt to tylko narzędzie, a prawdziwa magia fotografii tkwi w umiejętnościach i wizji samego fotografa. Pamiętajcie - kadry powstają w naszych wnętrzach, a aparat niczym pędzel w dłoni artysty nanosi te nasze wypociny na wydruki, w sensie na Instagrama.